Ostatnio postanowiałam odmienić nieco naszą kuchnię. Nie mam jednak na myśli zmiany dekoracji czy też wymiany mebli. Bardziej chodziło mi o zmianę tego co serwuję do jedzenia. Postanowiłam wprowadzić mąkę pełnoziarnistą do swoich wypieków, ograniczyć ilość soli i przede wszystkim zróżnicować posiłki. Teoretycznie jem warzywa, ale jak się głębiej zastanowić to cały czas te same. Zupy - te same, a i różnorodność drugiego dania pozostawia wiele do życzenia.... W ruch poszły książki kucharskie, które do tej pory - bądźmy szczerzy - stanowiły raczej ozdobę kuchni niż źródło inspiracji. Jestem po części wzrokowcem, więc jeśli już szukam jakiegoś przepisu to musi być też wersja obrazkowa. Jakże wielkie było moje zdziwienie ile rzeczy wygląda smakowicie. Wertowałam książki i nie mogłam się zdecydować. Na pierwszy ogień poszedł pasztet. Niestety nie uwieczniłam go na zdjęciu, ale z pewnością niedługo znowu go upiekę, więc nadrobię zaległości. Potem była pikantna zupa rybna - również bez zdjęcia i pasta do chleba.
Pomyślałam, że znalazłam swoją pasję. Zawsze ciągnęło mnie, żeby coś tworzyć, ale przyznam się, że bardzo często kończyło się na pomyśle. Zaczęłam od masy solnej, ale efekty mojej pracy nie były tym czego oczekiwałam. W głowie wszystko samo się tworzyło, ale masa wcale nie chciała mnie słuchać. Porobiłam ozdoby Wielkanocne, które można zobaczyć na moim blogu, ale jak oglądam inne stronki to te moje "dzieła" wypadają średnio. Wiem, że trening czyni mistrza, ale odrobina talentu też się przyda :) Zabrałam się więc za haftowanie. Tu efekt był nieco lepszy. Najpierw ścieg krzyżykowy, którego fanką jest moja Mama. Miałam więc ułatwione zadanie ponieważ w domu było wszystko co potrzebne - muliny, kanwy, wzory itp. Coś tam porobiłam i bardzo mi się podobało, ale jak to zwykle u mnie nie doprowadziłam żadnej robótki do końca. Obrazek jest niby gotowy, ale co z tego jeśli wcześniej nie przemyślałam czy to ma być woreczek, czy może obrazek do ramki. Zostawiłam więc krzyżyki i postanowiłam wyhaftować obrus haftem richelieu. Zaczęłam jednak od małych serwetek. Ponieważ dojeżdżamy z mężem dość daleko do pracy to było to świetne zajęcie na podróż - do czasu aż zrobiła się jesień. Rano szaro, po południu szaro i jak tu haftować. A w domu jakoś nie było czasu.... i tak serwetka leży nie dokończona i tylko gryzie mnie sumienie. Poddałam się i przez pewien czas nie robiłam niczego tylko oglądłam inne blogi co tam kto szyje, lepi czy też haftuje. I tak podczas tego buszowania po sieci trafiłam na programy kulinarne i tak się zaczęło :) I to chyba będzie to, bo muszę przyznać, ze sprawia mi to ogromną radość i satysfakcję. A jak jeszcze widzę zachwyt mojego męża jak próbuje nowe potrawy to motywuje mnie to do kolejnych eksperymentów. Obecnie wygląda to mniej więcej tak. Wybieram jakiś przepis i próbuje pozamieniać w nim co się da na zdrowsze odpowiedniki - mąkę pszenną na pełnoziarnistą, cukier na miód - pododawać jakieś zdrowe nasiona i przyprawy. Przyprawy i jeszcze raz przyprawy. Dopiero po obejrzeniu kilku programów kulinarnych zdałam sobie sprawę jak jałowe były moje potrawy. Sól i pieprz i koniec. Teraz odkryłam majeranek, curry, imbir i wiele innych. Zaczęłam marynować mięsa. Pewnie, ze to żadne odkrycie jeśli patrzeć w skali światowej, ale w mojej kuchni był to niemal przewrót ;) Jakby dojście do władzy nowego kucharza. Zobaczymy ile tym razem będzie trwał mój zapał, ale mam nadzieje, że długo. Zaczęłam uwieczniać moje "dzieła" na zdjęciach i mam zamiar umieszczać je na blogu. może to zmobilizuje mnie do systematycznej pracy.... czas pokaże. Zapraszam więc do eksperymentowania razem ze mną. Smacznego!